środa, 14 listopada 2012

Potrójny ratunek dla maltretowanych dłoni

Witajcie,

Dziś przedstawię Wam mój zestaw ratunkowy przeznaczony dla moich zamęczanych i torturowanych dłoni.  



Zestaw, jak widać na powyższym zdjęciu składa się z rękawiczek pielęgnacyjnych Eco Tools, kremu do rąk Garnier Skin Naturals z masłem shea oraz organicznego oleju makadamia. Efekt około miesięcznego zużywania i smarowania to: prawie dwie zużyte tubki kremu, 1/3 zużytej buteleczki oleju i kilkanaście prań rękawiczek oraz - zdecydowane odżywienie, nawilżenie (trwałe) i wygładzenie dłoni :)

Moje dłonie, to dłonie zmaltretowane. Ciągłe mycie rąk noszenie rękawiczek jednorazowych w pracy robi swoje, że tak ładnie powiem. Są wiecznie przesuszone, potrafią popękać i często robią się czerwone i szorstkie. Do tego wrażliwa skóra na nich, nie tolerująca większości mydeł w płynie, ani żadnych wyciągów owocowych. Multum przetestowanych kremów, brak idealnego, kremy na receptę od dermatologa, maści. Czasem gdy jest źle, sięgam nawet po maści sterydowe, kiedy to już naprawdę nie mogę sobie z nimi dać rady i zaczyna się jakiś stan zapalny z podrażnienia.
 
Bambusowe rękawiczki pielęgnacyjne ECO TOOLS.
Są dostępne w sieci Rossmann. Według producenta wspomagają działanie kremów, czy maści stosowanych na dłonie. Mają też odprężać zmęczone dłonie. Ale wiadomo, że same raczej tego nie zrobią. Lubię je, ponieważ są bardzo cieniutkie, delikatne, nie uciskają, a założone na nakremowane dłonie, ale najważniejsze, że naprawdę wspomagają regenerację dłoni i działanie stosowanych specyfików. Także zdecydowanie polecam.

Krem do rąk Garnier Skin Naturals, Nawilżająca Pielęgnacja z ekstraktem z masła shea, Skóra wysuszona, Odżywianie.




Jak obiecuje producent - ma to być krem, który szybko się wchłania, zapewnia 24-godzinne nawilżenie, ma zregenerować i odżywić skórę dzięki ekstraktowi z masła shea oraz dzięki obecności lizatu bakterii probiotycznych ma wzmocnić naturalną barierę ochronną skóry i chronić ją przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych. Pomyślałam sobie - coś może w końcu dla mnie, a raczej dla moich przesuszonych i pękających dłoni. Tajemniczy, dla niektórych bardziej lub mniej "Bifidus" jak to producent napisał na opakowaniu, to w sumie w moim odczuciu nie wiadomo co - producent nie precyzuje dokładnie z czego i jakich bakterii jest to lizat, co mnie, jako mikrobiologa, jakoś jednak trochę obruszyło, no ale niech będzie, że przewrażliwiona jestem i się czepiam ;) 
Składu nie ma złego, kilka olei, masło shea (jego zalet nie muszę wymieniać, bo na pewno obiło Wam się wiele dobrego o uszy na jego temat) nie jest wymienione na końcu, więc generalnie nie jest źle. Plusem dla mnie jest brak mocznika w składzie, gdyż jest dla mnie alergenem i tylko pogarsza stan moich dłoni, dlatego na wstępie krem dostał za to wielkiego plusa. 
Moje wrażenia po samym kremie - bardzo szybko się wchłania, nie zostawia lepkiej warstwy, skóra jest wygładzona i nawilżona. Jednak musiałam się smarować bardzo często, gdyż efekt nie był trwały, czyli doszłam do wniosku, że muszę ten krem podkręcić, żeby był lepszy. Skoro olej z orzechów makadamia sprawuje się dobrze na włosach, a miałam go w lodówce, to postanowiłam spróbować i nie żałuję, wręcz przeciwnie :)

Organiczny Olej Makadamia (zrobsobiekrem.pl).

Pierwsze co mogę powiedzieć i moje pierwsze wrażenie, to to, że pachnie cudnie, jakby prażonymi orzechami. Więc to wielki plus, bo niektóre oleje to potrafią....nie-pachnieć delikatnie mówiąc ;) Podobno orzechy makadamia są jednymi z najsłodszych orzechów.
Skład: Macadamia (Macadamia ternifolia) Seed Oil.  
Jest to olej dość tłusty i treściwy, bardzo odżywczy, działający regenerująco. Ten akurat (z ZSK), jest organiczny, pochodzi z Afryki i posiada certyfikat Soil Association. Dokładny opis i opinie możecie znaleźć Olej-makadamia-ORGANICZNY . Uważa się go za olej odpowiedni zwłaszcza do skór suchych, wrażliwych, łuszczących się. Olej stosowany bezpośrednio na skórę dość szybko się wchłania, co też jest jego niewątpliwym plusem - sprawdziłam i potwierdzam. W jego składzie znajduje się olej oleopalmitynowy, ale nieważna nazwa, ważne, że działa on na naszą skórę, jak naturalnie wytwarzane przez nią sebum - taki prawie nasz naturalny ochraniacz :) 
Ważne!!!! Jedna bardzo ważna uwaga - orzechy makadamia podobnie jak czekolada, winogrona, awokado, kawa i czosnek są toksyczne dla psów i kotów, więc jeśli mamy takiego pupila to nie głaszczemy go, gdy stosujemy ten olej na dłonie i uważajmy, gdzie go kładziemy. 
 
Stosowałam go do włosów i tam się sprawdził, ale o tym innym razem, więc postanowiłam nim poddać tuning'owi powyższy krem do rąk. Tuning'owanie obywało się tak - do wyciśniętej na dłonie porcji kremu Garnier'a, dodawałam 6-10 kropli oleju makadamia, mieszałam palcem i potem wsmarowywałam w dłonie. A następnie oczywiście rękawiczki bambusowe, chociaż na 15 minut, do godziny, bo nie umiem w nich spać ;) Efekt jest taki, że po miesiącu smarowania takim mazidłem, najczęściej na noc, a trakcie dnia samym kremem dłonie mam o wiele bardziej nawilżone, gładsze, a efekt ten się utrzymuje w trakcie dnia. Dłonie się tak nie przesuszają no i póki co nie pęka mi na nich skóra, nie są podrażnione, mniej reagują na mycie i rękawiczki jednorazowe, więc dla mnie to duży sukces. Nie jest to skomplikowane ulepszanie kremu, olej makadamia nie jest bardzo drogim olejem i jest wydajny (ok 8 zł za 30 ml, z czego w ciągu miesiąca stosowania codziennego na dłonie i kilka razy na włosy, zużyłam może ok 10 ml = bardzo wydajny). Zakochałam się w takim połączeniu oleju z orzechów makadamia i tego kremu do rąk, bo moje dłonie już dawno tak dobrze się nie miały. 
Cytując jakąś reklamę, nie pamiętam jaką - zdecydowanie polecam :)

Pozdrawiam orzechowo :)

Mikry Zakątek

piątek, 2 listopada 2012

Kwas migdałowy oraz Tonik z kwasem migdałowym (5%)

Witajcie,


Osobiście w kwasie migdałowym się zakochałam, ponieważ pomógł mojej mieszanej, z bardzo tłustą strefą T, nastawionej negatywnie do wszystkiego co owocowo-pochodne (uczulenia), wrażliwej, hormonalnymi zmianami trądziko-podobnymi, zdolnej do zapchania się wszystkim skórze. Stosuję go w formie toniku, w stężeniu 5%. Po pierwszych 2 tygodniach stosowania nie mogłam uwierzyć, że moja skóra może być tak uspokojona i ładnie wyglądać bez podkładu :) Cudotwórca :)
 
Tytułem wstępu:

Wiele kwasów hydroksylowych znajduje zastosowanie w przemyśle kosmetycznym, a tym samym ląduje na naszych półkach w postaci kremów, toników, żeli, preparatów punktowych, balsamów i tak mogłabym jeszcze długo wymieniać. 
Generalnie kwasy hydroksylowe możemy podzielić na cztery grupy:
- AHA (α-hydroksykwasy) - np. kw. mlekowy, kw. migdałowy, kw. glikolowy
- BHA  (β-hydroksykwasy) - np. kw. salicylowy
- LHA ( β-lipohydroksykwasy) - np. kw. 5-kapriolowosalicylowy
- PHA (polihydroksykwasy) - np. kw. laktobionowy.

Kwasy hydroksylowe są eksfoliantami chemicznymi - po mojemu złuszczacze niemechaniczne - czyli złuszczają skórę. O tym jak bardzo złuszczające działanie - i jak głęboko ingerujące, będzie miał dany kwas, lub produkt z jego dodatkiem, decyduje jego stężenie. W bardzo niskich stężeniach ( do około 2%), zazwyczaj będą mieć działanie nawilżające. W przypadku kwasu migdałowego - czyli AHA, bezpiecznym do stosowania w domu stężeniem jest 5-10% i jest to wtedy złuszczanie kosmetyczne, jednakże bardziej delikatne i stopniowe. Wyższe stężenia kwasów hydroksylowych (powyżej 30%, do 70%) są stosowane w profesjonalnych peelingach chemicznych. 

O zaletach stosowania kwasów można pisać długie elaboraty, ale ja nie będę teraz tego tutaj robić. Każdy też może dobrać kwas odpowiedni do jego problemów i typu skóry. 

Kwas migdałowy.

Można go znaleźć w gorzkich migdałach i jest otrzymywany przez hydrolizę wyciągu z tych "orzechów". Daruję sobie chemiczną i naukową nomenklaturę co z czego ;)
Polecany jest osobom nie tolerującym kwasy glikolowego. Działa wolniej, czyli łagodniej, niż inne kwasy, ale przez to jest łatwiejszy w stosowaniu. Jest to wielki plus, zwłaszcza dla osób zaczynających przygodę z kwasami, ale również dla osób z kłopotliwą czy wrażliwą skórą. Nie wywołuje na ogół przebarwień pozapalnych oraz nie uwrażliwia skóry na działanie słońca - brak ryzyka przebarwień. Jednakże przezorny zawsze ubezpieczony i polecam na twarz jakiś filtr w czasie jego stosowania kłaść. To taka moja osobista sugestia, choćby dlatego, żeby się wolniej skóra nam starzała ;)
W niskich stężeniach (do 10%) polecany jest do stosowania w pielęgnacji skór trądzikowych, mieszanych, zanieczyszczonych, skłonnych do zapychania (moja to uwielbia :/ ). Ma wtedy działanie złuszczające - ale nie jest to złuszczanie widoczne i nie odstają nam płaty suchych skórek ;), działa także regenerująco i stymulująco w głębszych warstwach skóry. Może być też stosowany w formie peelingu chemicznego w wysokich stężeniach. 

Przy regularnym stosowaniu możemy zaobserwować:
- zmniejszenie i regulacja produkcji sebum, czyli przetłuszczania się skóry
- wygładzenie skóry oraz wyrównanie i poprawa jej kolorytu
- rozjaśnienie przebarwień
- oczyszczenie skóry
- zmiękczenie skóry oraz spłycenie warstwy rogowej naskórka
- skóra odzyskuje elastyczność i jędrność.

To był telegraficzny skrót. Więcej można przeczytać tutaj i tutaj. 

Tonik z 5% kwasem migdałowym. 

Przepis na tonik znalazłam w receptariuszu na stronie http://www.mazidla.com/
Można wykonać wersję z kwasem hialuronowym lub z taką substancją nawilżającą jak hydromanil. Jako, że w hydromanilu znajdziemy glicerynę - mnie ona bardzo zapycha, wybrałam wersję z 1% kwasem hialuronowym. 
Dokładny przepis znajdziecie tutaj :) 
Poniżej zdjęcie przykładowych składników :)

Przeszkadzała mi konsystencja toniku  według tego przepisu i po zasięgnięciu porady u mądrym źródle, zmniejszyłam ilość kwasy hialuronowego, na korzyść hydrolatu. I tak oto wygląda mój przepis:
- hydrolat szałwiowy bułgarski 16 ml
- kwas hialuronowy 1%  2,6 ml
- kwas migdałowy 1,25 ml
co daje razem 19,85 ml toniku.
Do odmierzonej porcji hydrolatu dodaję kwas migdałowy i wstawiam zlewkę do kąpieli wodnej - miseczki z wodą, która jakieś 5 minut wcześniej się gotowała. Kilka razy mieszam bagietką (bromokrzemową) i gry kwas się rozpuści, dodaję kwas hialuronowy. Mieszam bardzo dokładnie - czasem mini mikserem do ubijania piany z mleka ;), lub bagietką. Wyjmuję z kąpieli wodnej. Czekam aż chwilę ostygnie i sprawdzam pH, czyli odczyn. Zazwyczaj muszę pH podwyższyć - dodaję sodę oczyszczoną, nawet taką kuchenną. Po wykonaniu przechowuję w lodówce, ponieważ wykonuję wersję bez konserwantów. 

Efekt na mojej skórze był dość szybki i rewelacyjny. Zaczęłam go stosować w mega wysypie - łącznie 32 zmiany na twarzy. Po 5 dniach - widoczne spłaszczenie bolących podskórnych gól i brak nowych. Hurrra!!!! :) Piałam z zachwytu i stosowałam dalej. Efekt - po 2 tygodniach - możecie spojrzeć na początek postu :)
Moje najważniejsze obserwacje po prawie 2 miesiącach stosowania - zmiany dużo szybciej się goją i nie ma po nich plam-przebarwień na mojej skórze. Obecnie jeśli coś mi wyskoczy to 1 góra 2 zmiany na jakiś czas, a co najważniejsze są małe, płytkie i szybko znikają. Moja skóra zyskała bardziej jednolity i ożywiony koloryt, jest wyraźnie wygładzona - praktycznie brak zaskórników, zwężone i domknięte pory. Bardzo zmniejszyło się przetłuszczanie  - nie muszę poprawiać make-up'u przez 6-7 godzin, bo nic się nie świeci, nie spływa i dobrze wygląda. A co jest dla mnie genialnym efektem - mogę się nie malować, a skóra wygląda dobrze, nie trzeba wiele tuszować - bez porównania do stanu poprzedniego. Mogę wyjść z domu nieumalowana, wtedy kiedy tylko mam taką ochotę :) 
Także polecam serdecznie wypróbowanie :)

Pozdrawiam serdecznie :)


Mikry Zakątek