Witajcie,
"Shantaram", czyli "boży pokój", powieść G. D. Roberts'a,
to książka, którą pochłonęłam, dosłownie, z całą pewnością do niej
wrócę nie raz. Uwielbiam ją po prostu, a niewiele trafia nam się książek
w życiu, o których można to powiedzieć.
Ale tytułem wstępu, czyli co to i o czym to.
Jest
to powieść przygodowa i autobiograficzna. I to połączenie chyba mnie
uwiodło najbardziej - czyli to, że wydarzyło się to naprawdę.
Australijczyk, pisarz, uzależnia się od heroiny i od popełniania napadów
rabunkowych....z imitacją broni w ręku. Traci rodzinę - żonę, małą
córkę i stabilny grunt pod nogami. Trafia do więzienia, jednego z
najlepiej strzeżonych w Australii, gdzie nabywa niezbędnych
umiejętności, które przystosowały go do życia i przeżycia w więzieniu. I
dobrze, bo przydały mu się w przyszłości w najmniej spodziewanych
okolicznościach, zarówno w życiu w Bombaju, jaki w indyjskim więzieniu
oraz....w Afganistańskich pustkowiach w czasie przemycania broni, czy
też zdobywaniu względów kobiety, teoretycznie tej jedynej. Ale wracając
do więzienia w Australii, to ucieka z niego. Ucieka przez Azję, Afrykę,
Europę, ale nowe "gniazdo" znajduje w Indiach, nie tylko w tym miejscu
na globie, ale i w sercach tamtejszych ludzi, czy to żyjących w
slumsach, czy...to u przywódcy mafii, czy też innych typów nie do końca
spod jasnej gwiazdy. Tak, mafii. Staje się fałszerzem, przemytnikiem,
handlarzem bronią, generalnie najemnikiem mafii. W przywódcy mafii,
Kadirbaja, znajduje to, czego nigdy nie znalazł i nie zaznał od własnego
ojca. Staje się on jego mentorem, opiekunem, przewodnikiem duchowym,
pomimo ateizmu Lina - takie imię, pseudonim przyjmuje nasz bohater -
Shantaram.
Gdzieś
w międzyczasie poznaje niebezpieczną i piękną Karlę, która wzbudza w
nim mieszankę uczuć wszelakich, ze wskazaniem na miłość oraz namiętność.
Jednak nie jest to romans jak z bajki. Ich drogi rozchodzą się i
splatają ponownie, zawsze w czarnych okolicznościach. Nigdy też nie
dojdzie to "happy end'u", gdyż jak się okaże....ona też była z mafii i
jest kobietą zimną, z mroczną przeszłością, nie mającą zbyt wielkich
pokładów uczuć w sobie. A poza tym perfidnie wykorzystała Lin'a vel
Shantaram'a wtedy, kiedy był jej potrzebny w załatwianiu "spraw".
Wiedziała o nim więcej, niż on mógł się kiedykolwiek o niej dowiedzieć.
Jednakże
Shantaram nie jest bohaterem negatywnym, choć tak mogłoby się wydawać.
Bo z czym mógłby się kojarzyć uciekający z więzienia typek, który
związuje się z mafią? Ma dobre serce. Tak, wiem, brzmi to jak szczyt
mojej naiwności. Ale w tej książce nie ma bohaterów ani czarnych ani
białych. Każdy jest mozaiką. Mozaiką uczuć, pragnień, celów, zmartwień,
grzechów, namiętności, radości. I ten brak jednoznacznej oceny różnych
postaci przewijających się na stronach tej powieści, też jest
urzekający. Mamy to ocenić sami. W naszych głowach poprzez filtry rozumu
czy serca. Każdy z nich o coś walczy, czy to dla siebie, czy za lub dla
innych, czy dla jakiś innych wyższych celów. Jedni chcą pomóc swoim
ciemiężonym rodakom ( mafia Kadirbaja przemycająca broń do Afganistanu,
by jego ludzie mogli walczyć z najeżdżającymi ich Rosjanami), inni
pomścić osobiste krzywdy, inni odkupić swoje winy, a jeszcze inni
szukają adrenaliny.
Lin
swoje indyjskie imię Shantaram, czyli "boży pokój" otrzymuje od rodziny
swojego indyjskiego przyjaciela, Prabaker'a, z którym mieszka w
slamsach Bombaju przez dłuższy czas na początku swojej wielkiej
indyjskiej przygody. W slamsach Lin prowadzi coś na kształt "kliniki",
mieszkańcy przychodzą, by opatrzył im mniejsze czy większe rany, czy
pomógł w chorobie - dzięki lekom zdobytym na lewo z transportów dla
trędowatych. Tak, tak, też mafia ;)
Lin,
czyli sam autor odnajduje tu przyjaciół, takich na śmierć i życie,
odnajduje sens swojego życia, czy jak kto woli - przeznaczenie, a co
najważniejsze poznaje siebie, dowiaduje się prawdy o sobie i swoim życiu
z różnych perspektyw.
I
tak przez całą książkę, mieszanka uczuć, piękna ekskluzywnych hoteli i
hindusek, cuchnących slumsów, pachnącego jedzenia, kokosowego aromatu
olejku wcieranego we wołosy przez hinduski, blizn i ran po porachunkach
czy walkach. W tle znajdziemy też kilka okruchów historii Indii. Nie
zabraknie też lewych i prawych interesów w słynnym już bollywood ;)
Książka
trzyma w napięciu, nie czuje się ilości przeczytanych stron, a gdy
dotarłam do ostatniej, to w mojej głowie od razu zabrzmiało - już?
koniec? nie, szkoda, chcę jeszcze!!!!! Jest to książka, której po
przeczytaniu nie ma się dość, chce się więcej, zostawia niedosyt.
Chłonie się ją wieloma zmysłami. Przynajmniej ja ją tak pochłonęłam :)
Jednak
co dla mnie w niej bezcenne, to pomimo całej otoczki przygodowej, wiele
tam filozoficznych niuansów. Także zdecydowanie zgadzam się, że jest to
książka w jakimś sensie filozoficzna. Na czym oczywiście książka
materialnie ucierpiała - pozakreślałam wiele miejsc, z przesłaniem, czy
też trafnym podsumowaniem rzeczywistości. Tak już mam, że zakreślam,
podkreślam różne rzeczy :)
Wszystkich
cytatów pozakreślanych przeze mnie Wam nie przedstawię, przepisywałabym
je do jutra, ale takich szczególnych dla mnie kilka Wam naskrobię.
"Są
takie kobiety. Istnieje taka miłość. Z tego, co widzę, prawie każda
jest taka. Serce zaczyna bić jak przeciążona szalupa ratunkowa. Żeby nie
zatonęła, wyrzuca się za burtę dumę, szacunek dla samego siebie i
niezależność. Po jakimś czasie zaczyna się wyrzucać ludzi - przyjaciół,
znajomych. I to ciągle za mało. Szalupa nadal tonie, a ty zaczynasz
rozumieć, że zatoniesz razem z nią. Widzę, jak to spotyka tutaj
większość dziewczyn. Chyba dlatego mam dość miłości."
"Jego
zwyczajne, niepiękne słowa były najczystszym wyrazem tego, co dobrze
znają wszyscy więźniowie i każdy, kto żyje wystarczająco długo - że
cierpienie, każde cierpienie to coś, zawsze dotyczy tego, co
utraciliśmy. Kiedy jesteśmy młodzi, sądzimy, że cierpienie to coś, co
ktoś nam może zadać. Kiedy przybywa nam lat - kiedy zatrzaskują się
jakieś stalowe drzwi - wiemy już, że prawdziwe cierpienie mierzy się
tym, co nam odebrano."
"Nie
ma na świecie nic bardziej miękkiego i przyjemnego w dotyku od
kobiecego uda. Żaden kwiat, puch ani materiał nie może się równać z tym
aksamitnym szeptem ciała. Wszystkie kobiety, choćby pod innymi względami
los potraktował je niesprawiedliwie, grube i chude, piękne i brzydkie,
mają tę jedną doskonałość. W dużej mierze to dlatego mężczyźni tak
pragną kobiety i tak często wmawiają sobie, że je naprawdę posiedli: dla
tych ud, dla tego dotyku."
"Nie wiem, co przeraża mnie bardziej,
Siła, która nas miażdży,
Czy nasza wieczna wytrzymałość."
"Czasami płaczemy wszystkim z wyjątkiem łez."
"Wcześniej
czy później los styka nas ze wszystkimi ludźmi, jednym po drugim,
którzy pokazują nam, kim możemy i kim nie powinniśmy się stać. "
i długo bym tak jeszcze mogła ;)
W
krótkich żołnierskich słowach na koniec - to bardzo mądra i wciągająca
książka. Autor spisał ją po dokończeniu odsiadki. Nic dziwnego, że
książka stała się hitem na świecie.
Z
całego serca polecam, bo naprawdę warto :) I chyba zgadzam się, ze
słowami Jonathan'a Carroll'a o niej, zapisanymi na jej okładce ( widać
na pierwszym zdjęciu:) ).....resztę pozostawiam Wam :)
Pozdrawiam ciepło :)
Mikry Zakątek