środa, 4 lutego 2015

Sznur srebrny z czernią, koralikowo-szydełkowy - metoda na stres

Witajcie w ten lekko mroźny dzień,

Zima jednak chyba zdecydowała się rozwinąć skrzydła. Dziś jest lekki mróz i słońce. Tak lubię najbardziej, tylko trochę śniegu brak. Tylko spacerować w taką aurę.
Wieczory są jeszcze długie, dlatego czasem trzeba czymś się zająć. Książki pochłonęłam już 3 w tym roku, pomimo natłoku zajęć związanych przygotowaniem do obrony doktoratu. Czasem musiałam po prostu ukoić nerwy. Wtedy najlepiej zająć ręce i mózg czymś pochłaniającym. Dla mnie są to wszelkiego rodzaju robótki ręczne. Czapek wydziergałam całe grono, jakieś szaliki tez się znajdą. Komin nadal czeka na skończenie, bo jakoś mozolnie mi z nim idzie, ze względu na planowaną i wzór. Dlatego tym razem była to dziergana biżuteria, czyli koraliki na szydełku.
Srebrno - czarny sznur koralikowy

Biżuteria z koralików robiona tą metoda skradła moje serce. Postanowiłam, że sięgnę do zapasów dawno zapomnianych drobnych koralików, rzuconych na dno pudła ze skarbami. W nauce najbardziej pomogła mi ta strona http://koralikowaweraph.blogspot.com/2011/09/kurs-sznurow-szydekowo-koralikowych.html.

Początki łatwe nie były. Po jednym dniu ciągłego próbowania i prucia, zrozumiałam dokładnie o co tak naprawdę chodzi w tej technice. Wtedy zaczął powstawać pierwszy sznur korali, którym się Wam dziś pochwalę. Na ok. 65 cm sznur koralikowy, robiony na tzw. 6 koralików w okrążeniu potrzebowałam ok. 4 m nawleczonych koralików. Użyłam koralików czarnych w białe paski (C) oraz srebrnych (S), nawleczonych według schematu: C S S C S S. 
Sposób rozkładu kolorów i wzoru

Efekt to szerokie srebrne pasy przedzielone wąskim czarnym. Nie posiadałam końcówek do wklejania, dlatego po zakończeniu robótki koraliki zszyłam. Może nie są idealne, ale dla mnie są piękne i „moje”. Wiem, że na pewno na tym jednym sznurze koralikowym się nie skończy. Jak Wam się podoba?
Gotowy naszyjnik
Gotowy sznur koralikowy-szydełkowy

Powiem jedno – zajęcie nie jest bardzo żmudne. Koraliki w miarę szybko przyrastają. Wymagają skupienia i koncentracji, czyli tego czego wtedy potrzebowałam – oderwania mózgu na chwilę do czegoś zupełnie innego. Zrelaksowało mnie to dzierganie na pewno i to bardzo. :)

Pozdrawiam serdecznie,



Mikry Zakątek
(Ania)

środa, 28 stycznia 2015

Antyperspirant, który nie działa – Garnier NEO

Witajcie,

Była chwila ciszy na blogu zaraz po starcie, ale jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie, to że właśnie obroniłam tytuł doktora. :-) Było i jest to dla mnie bardzo ważne. Spełniło się jedno z moich marzeń. Jest to uczucie wprost rewelacyjne i ciężkie jednocześnie do opisania. Teraz tylko po tym ogromnym wysiłku związanym z przygotowaniami do tego wydarzenia, egzaminami, pisaniem samego doktoratu i załatwianiem mnóstwa rzeczy dookoła tego wydarzenia muszę się porządnie zregenerować. Odpocząć przede wszystkim. Nie myślałam, że będę tak zmęczona tym wszystkim. Ale opłacało się. :-)
Mój doktorat i jego temat na nim siedzący, czyli E. coli.

Jedną z from relaksu będzie nadrabianie zaległości na blogu. Dziś spieszę do Was z recenzją kosmetycznego bubla, który nieopatrznie jakiś czas temu trafił w moje ręce. Antyperspirant Garnier NEO, w wersji Shower Clean to pierwszy na rynku antyperspirant w formie suchego kremu, który ma jednocześnie chronić i regenerować skórę pod pachami do 48 godzin. Na KWC znajdziecie go tutaj.
Nie będę się rozwodzić nad opisem producenta. Przejdę od razu do mojej opinii.

Opakowanie: Opakowanie jest estetyczne. Aplikator jest gładki i płynnie przesuwa się po skórze. Problem miałam jedynie z wydobyciem z opakowania końcówki antyperspirantu. Tutaj moim zdaniem tubka mogłaby być bardziej miękka. Ale generalnie opakowanie na plus.

Skład: Skład możecie znaleźć na KWC lub na zdjęciu poniżej. Nie będę się na tym skupiać.

Konsystencja: Krem wchłania się szybko i schnie prawie równie błyskawicznie – ale uwaga – tylko przy niewielkiej ilości preparatu. Przy większej ilości kremu wchłania się i schnie wolniej, nie jest to duża różnica, ale rano każda chwila się liczy. Gdy przedobrzymy, może zostawiać ślady na ciemnych ubraniach, ale przy zachowaniu umiaru, nie ma takiej tendencji.

Działanie: Nie działa. U mnie się nie sprawdza. Na pewno trzeba mu jedno oddać, że nie podrażnia skóry, nawet zaraz po depilacji. Także może być dobry dla osób, których podrażniają silniejsze antyperspiranty. Ale jakiejś większej regeneracji też nie zauważyłam. Nie to, żeby nie działał w ogóle. Robi to, ale słabo. Po kilku godzinach mam wrażenie, jakby krem się pod pachami rozpływał lekko i mam uczucie czegoś wilgotnego. Nie fajnie. Do tego zapach, który miałam, czyli Shower Clean utleniał się dość szybko do jakiejś mało przyjemnej woni i miałam wrażenie, że pachnę wilgotną ścierką, której ktoś zapomniał wyjąć w porę z pralki. Nie fajnie po raz drugi. Dlatego zdecydowanie na nie. A szkoda, bo zapowiadał się ciekawie, a inne antyperspiranty Garnier zawsze się u mnie sprawdzały. Jestem rozczarowana i nie kupię ponownie.

Miałyście z nim do czynienia? Jak Wasze wrażenia? Macie jakiś ulubiony i sprawdzony antyperspirant?

Pozdrawiam serdecznie,

Mikry Zakątek

(Ania)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Zimowe aromatyczne wieczory – świeca i wosk Yankee Candle – Snow In Love

Witajcie wieczorową porą,

W zimowe długie wieczory warto umilić sobie wieczór przyjemnym otulającym aromatem. W takie dni często goszczą u mnie różne aromatyzery powietrza. Najchętniej od kilku miesięcy sięgam po woski Yankee Candle. Wszędzie w blogosferze pełno o woskach i świecach tej firmy. Nie bez powodu. Zapachy są cudne i wyjątkowe, a ich woń w powietrzu unosi się długo. Jestem ich zdecydowaną fanką. :)

Jakiś czas temu zawitała także u mnie pierwsza świeca Yankee Candle o kompozycji zapachowej Snow In Love. Posiadam także wosk z tej linii. Powiem jedno, zdecydowanie można się w tym zapachu zakochać. Skoro nie ma śniegu za oknem, niech będzie i taki zapachowy, prosto ze słoja lub kominka z woskiem. :)

Zapach Snow In Love kojarzy mi się z zimowym wieczorem przy kominku, kiedy otulona jestem nie tylko w koc, ale także w przyjemne, ciepłe i zmysłowe, kremowe aromaty. Nie jest to zapach korzenny, nie czuć w nim także nic ciężkiego i przytłaczającego. Wręcz przeciwnie, jest to dość rześka nuta zapachowa, przynosząca na myśl zimowy spacer w lesie. Mróz, drzewa, śnieg i pachnący szal, który otula lekkim aromatem paczuli połączonym z lekkim pudrowo-kremowym dodatkiem. Zapach wyraźny i zdecydowanie umilający zimowe wieczory. Możecie go kupić między innymi tutaj. Zdecydowanie polecam ten zapach. :)

Wosk z tej linii pachnie dużo intensywniej niż świeca. Dla mnie nie jest to wadą. Wosk wystarczy palić krótko, żeby całe pomieszczenie, czy część mieszkania przeszła niesamowitym aromatem.
Natomiast jeśli chodzi o tę świecę – może się palić kilka godzin, a woń nie staje się ani na chwilę męcząca, delikatnie aromatyzując przestrzeń. Jeden wosk starcza mi średnio na co najmniej 6-10 paleń (porcjuję na kawałki), zaś średnia świeca wystarczy mi chyba na długie miesiące. Pali się bardzo wolno, wosk wytapia się w niej równo, a ubytek po kilku godzinach jest niewielki. Stwierdzam, że warto zainwestować w taką świecę, jeżeli zapach nam się podoba, gdyż starczy ona na długi bardzo czas. Na pewno nie jest to moja ostatnia świeca Yankee Candle. :)

Pachnące Snow In Love pozdrowienia,

Mikry Zakątek
(Ania)

Powitanie w Mikrym Zakątku

Witajcie,

Chciałabym Was przywitać na moim nowym blogu. :) Równocześnie chciałabym Was zachęcić, abyście zaglądali tu częściej. Być może kiedyś, ktoś z Was natknął się na mój poprzedni blog: Różności w większości okiem i dłońmi robione – http://okiemidlonmi.blogspot.com/, który przeszedł transformację i jest teraz blogiem kulinarnym, który prowadzę z moim Narzeczonym. Życie bywa przewrotne i wspaniałe. :) Zapraszam Was i tam. Dzielimy się na nim naszymi kulinarnymi inspiracjami i sprawdzonymi przepisami. Realizujemy naszą pasję w kuchni i nie tylko. Polecam Wam Okiem i Dłońmi –Kulinarne różności. :)

Jednak brakowało mi miejsca, gdzie mogłabym się z Wami podzielić moimi babskimi opiniami i przemyśleniami. Czasem sama szukam pewnych informacji i mam w głowie, co ja bym w tej kwestii powiedziała, lub jaką ja mam opinię. Dlatego postanowiłam założyć tego bloga i jakby po części reaktywować starego – taki Mikry Zakątek. Mikry, bo ma to być taki mały kawałek mojej przestrzeni i tego co mi w głowie siedzi. Zatem będzie mi bardzo miło naskrobać dla Was słów kilka. Będzie o kosmetykach, tych kupionych i tych z półproduktów. Znajdziecie też tu coś o własnoręcznie robionej biżuterii, czy też jakiś wydzierganych cudach. Coś o książkach, czy akcesoriach też tu znajdziecie. Będzie szeroko na róże tematy, ponieważ w mojej głowie (o zgrozo!)  wiele rzeczy i myśli się kłębi. Myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że będzie to  blog tzw. lifestylowy. Każdy znajdzie coś dla siebie. :)
Mikry Zakątek Babskiego Świata

Pozdrawiam Was serdecznie,

Mikry Zakątek
(Ania)